Pracujący tata

Pracujący tata

Jest piątek po południu, właśnie odstałem 20 dodatkowych minut w korku i zmierzam powoli do domu. W tym samym czasie żona odbiera synka ze żłobka. Zdenerwowany nie dzwonię do niej, tylko czekam na wyrok. Początkowo nic nie wskazuje na to, że jutrzejszy dzień i dzisiejsza noc będą wyjątkowo niespokojnie.

Wysoka gorączka to był dopiero początek naszych problemów. Wiedzieliśmy już, że w poniedziałek synek nie pójdzie już do żłobka i co teraz? Ja jestem na okresie próbnym, żona pracuje trochę dłużej, więc postanowiliśmy, że ona weźmie opiekę nad nim. Tydzien mial byc max, lecz niestety było to pobożne życzenie. Okazało się, że Panie ze żłobka przebiły same siebie. Wpuściły dziecko z zapaleniem ucha…

I co w takiej sytuacji zrobić? Opowiem Wam na różnych przykładach jak sobie do tej pory radziliśmy. Sebus chodzi od tamtych wakacji do żłobka. Za nim poszedł do niego, siedział z mamą na urlopie macierzyńskim. Nie chorował w ogóle, dużo spędzał czasu na dworze, nawet gdy była zima. Unikaliśmy tylko długiego przebywania na powietrzu przy ostrych mrozach. Spacery się skończyły, gdy synek poszedł do żłobka. Już w pierwszym tygodniu pobytu w nim,zachorował, wysoka gorączka, dziecko lejące się przez ręce. Panika bo nie pomagają ani nurofen, ani paracetamol. Dopiero po 2 godzinach temperatura spadła na chwilę. Na szczęście jak potem się okazało nie było to nic poważnego, tylko 3-dniówka Pracowałem wtedy w małej firmie i podczas rekrutacji szukałem takiej właśnie, która pozwalała pracować zdalnie podczas choroby małego. 60 dni opieki w ciągu roku to bardzo mało tym bardziej, że był okres gdzie po tygodniu wrócił na 1 dzień i już kolejnego był chory :/

Jest to jakieś wyjście z sytuacji aby oboje rodziców mogło pracować i nie tracić pieniędzy. Jednak to rozwiązanie ma jednak swoje wady. Pracując z dzieckiem jesteśmy tylko z nim ciałem, a duszą gdzieś daleko od domu. Ma to negatywny wpływ na nasze samopoczucie i również na relację z dzieckiem. Kilka razy zdarzyło się , że synek uderzył się w coś, a za chwilę dzwonił szef i z płaczącym dzieckiem na ramieniu, omawialiśmy szczegóły projektu. Raz taki wypadek miał miejsce podczas calla skypowego. Wszystko słyszał klient, a ja po tym wszystkim miałem ogromne wyrzuty sumienia, gdybym mógł rzuciłbym programowanie w cholerę i oddał pasji gotowania. Założył małą knajpkę i był szczęśliwy.

Przez cały okres pracy zdalnej starałem się jak mogłem by nie zaniedbywać pracy, ale czasami po prostu brakowało już sił. Tym bardziej, że synek potrzebował być cały czas na rękach, gdy chorował, w ten sposób usypiał i się uspokajał . Uniemożliwiało mi to skuteczna pracę, ale czasami nie było wyboru i pisałem jedna ręka na klawiaturze, odpisując na czacie czy maile. Patrząc na to z perspektywy czasu byłem naiwny i głupi. Zamiast opiekować się dzieckiem i dawać mu jak najwięcej miłości, uścisków traktowałem to wszystko przedmiotowo. Praca na etat to jednak bagno.

Inną możliwością, która rozważaliśmy, było zatrudnienie niani, jednak to zbyt droga inwestycja. Musielibyśmy poświęcić jedna cała pensję, co całkowicie się nie oplacalo. Do tego dochodzi wpuszczenie obcej osoby do domu, a jak wiadomo to nikomu nie wolno w 100% zaufać. Już lepiej wychodzi aby żona nie pracowała i została z małym na wychowawczym, efekt ten sam, a chociaż synek jest z mamą, a nie z jakąś obcą osobą.

Ostatnią możliwością jest i według mnie najlepszą założenie działalności. Nie każdy może, ale rozwiązuje ona problem choroby dziecka. Oczywiście nie we wszystkich branżach, ale nawet w tych, których się nie da, to my zarządzamy czasem naszej pracy.

Podsumowując nie ma w 100% idealnego sposobu chyba, że macie komu zostawić dziecko 🙂 niestety u nas jedni dziadkowie nie żyją, drudzy chorzy i daleko. Jak macie jeszcze jakieś pomysły to piszcie w komentarzach, na pewno wypróbujemy 😉



Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

This site is protected by reCAPTCHA and the Google Privacy Policy and Terms of Service apply.